
Agnieszka Czernik, PATRIOTYCZNIE – FEMINISTYCZNIE
Termin 11 listopada 2018 roku, naszego stulecia odzyskania niepodległości zbliża się nieuchronnie. Nie sposób o tym nie myśleć o utracie i odzyskiwaniu wolności mając na uwadze przełom sierpnia i września, kiedy mamy kolejną rocznicę porozumień sierpniowych (31 sierpnia) oraz początku II wojny światowej (1 września).
Jeżeli prawdą jest, iż pycha kroczy przed upadkiem, to gatunek mężczyzny polskiego jest już na wymarciu. Co roku, pod koniec sierpnia telewizja nadaje różne filmy fabularne, dokumentalne, a także programy wspominkowe, podczas których wypowiadają się uczestnicy i świadkowie tamtych dni. Wyłącznie Panowie. Panowie siedzący w sali BHP po stronie solidarnościowej oraz Panowie siedzący w sali BHP po stronie partyjno – rządowej.
Ostatnio przeczytałam książkę Anny Herbich, na którą dawno miałam ochotę: „Dziewczyny z Solidarności”. Poza 3 – 4 znanymi nazwiskami, poznajemy kompletnie nieznane twarze, nazwiska osób bardzo znaczących dla Solidarności, mających wiele zasług i wiele poświęceń na swoim koncie. Co w tej książce poraża najbardziej? Kilka rzeczy: po pierwsze dowiadujemy się o kobietach Solidarności i ich wyczynach z niemalże 40 – letnim opóźnieniem, po drugie komuna była straszna, relacje z grudnia ’70 są koszmarne, podobnie jak relacje z internowania lub uwięzienia, aczkolwiek zdarzają się także humorystyczne momenty (nastoletnia Ania wyrzucona z więzienia wyrokiem sędziego penitencjarnego za złe sprawowanie i przekazana rodzicom), ale najgorszy jest sposób, w jaki wolna III Rzeczpospolita po 1989 roku obeszła się z tymi kobietami. Najjaśniejsza zepchnęła te kobiety w niebyt, zapomnienie, coś dziwacznego (jakie baby? jaka rewolucja?), nie odwdzięczyła się w żaden sposób, nie zapewniła tym ludziom środków do życia, nie przyznała emerytur, nie pozwoliła im na nowo odnaleźć się w społeczeństwie, często nagradzając ich oprawców (zarówno wysokimi emeryturami, jak też orderami od Prezydentów RP). Najbardziej poruszyła mnie opowieść Jadwigi Chmielowskiej, która – pomimo listu gończego – nigdy nie dała się złapać, ukrywała się przez 8 lat, 7 miesięcy i 18 dni, cały czas działając w podziemiu, także w Solidarności Walczącej, wożąc bibułę po całej Polsce. List gończy anulowano dopiero dnia 1 sierpnia 1990 roku. Następną dekadę (lata 90.) ta bohaterka spędziła w krajach byłego Związku Radzieckiego, działając na rzecz demokracji, wolności i niepodległości. To właśnie te kraje o niej pamiętają i przyznają jej najwyższe odznaczenia państwowe, co uczynił np. Prezydent Litwy Valdas Adamkus. Rzeczpospolita nie odwdzięczyła jej się wcale; dziś bohaterka i patriotka ma 180 zł emerytury, ukończyła dodatkowe studia, napisała doktorat, ale nie ma pieniędzy, żeby go obronić.
Mój znajomy, urodzony już w latach 90., a więc nie pamiętający PRL-u, Sierpnia’80, stanu wojennego, kartek, kolejek, ostatnio kupił biografię Anny Walentynowicz, bo zauważył, że o kobietach przy okazji rocznicy Solidarności jakoś mało się mówi. Skoro nawet mężczyźni zaczynają to zauważać, to coś jest na rzeczy …
Kolejny przykład postrzegania kobiet Solidarności miałam wieczorem 31 sierpnia 2018 roku, oglądając TVP Info. Mało nie spadłam z kanapy, myślałam, że słuch mi się pogorszył, albo że jakiś wehikuł czasu przeniósł mnie do roku 1418. Oczywiście, przez cały ten uroczysty wieczór, wszelkie programy prowadzili wyłącznie Panowie – Redaktorzy rozmawiający wyłącznie z Panami – Stoczniowcami, Politykami, Działaczami „S”, etc. Punkt kulminacyjny wieczoru: jeden Pan Redaktor zaprosił trzech Panów Stoczniowców wspominających tamten czas i w pewnym momencie zagadnął, że przecież nie sposób zapomnieć o kobietach Solidarności. Skoro nie sposób zapomnieć, to dlaczego żadna z nich nie została zaproszona tego dnia do TVP Info, która ma ambicję być telewizją narodową? Zaproszeni przez redaktora Goście przez chwilę miny mieli niepewne, ale się przytomnie ocknęli, ożywili nawet i stwierdzili, że oczywiście, kobiety pomagały, przynosiły jedzenie, robiły kanapki, bez nich ten strajk by się nie udał. Tylko tyle zapamiętali z całego tego karnawału Solidarności, ze stanu wojennego i marazmu lat 80.? Robiły kanapeczki? Za robienie kanapek, nawet w czasie strajku na terenie Stoczni im. Lenina nie wywoziło się kobiet na internowanie do Gołdapi, ani też nie wsadzało na kilka lat do Fordonu w Bydgoszczy (najcięższe więzienie dla kobiet), nie trzymało w Olszynce Grochowskiej, ani na „dołku” na 48 godzin. Doskonały przykład polskiego postrzegania kobiet i ich roli w społeczeństwie, narodzie i polityce.
Być może czas już najwyższy, aby pomyśleć o umieszczeniu na Stoczni Gdańskiej tablicy upamiętniającej fakt, iż w Stoczni Gdańskiej przebywały kobiety?
Prezydent i Premier chcą, abyśmy w Marszu Niepodległości poszli wszyscy razem. Wszyscy? Na pewno? Kobiety też?
Agnieszka Czernik
